sobota, 9 lutego 2013

Nadawanie ważności chwilom poprzez ubiór


Rys. Lucy

O filozofii „fashion moments” przeczytałam w książce Moniki Jurczyk - „Osy”. Po raz kolejny zdarzyło mi się przeczytać o czymś, co istniało już wcześniej w mojej głowie – nienazwane. „Fashion moments” w skrócie myślowym to „NIE dla kapci i piżamy” (moje wolne tłumaczenie). Czyli? Celebracja życia i oddawanie szacunku sobie, naszym bliskim, współpracownikom, kolegom, koleżankom – poprzez dbanie o swój wygląd, przywiązywanie wagi do stroju i naszej „zewnętrzności”. 

Część z Was wie, że Lucy prywatnie jest moją mamą. Chciałabym Wam napisać parę słów o tym, jak mnie wychowała w kontekście „Fashion moments”. Jest to dla mnie bardzo ważne. Mój dzisiejszy wpis jest bardzo prywatny, płynie z serca, z czystych i szczerych pobudek. Już dawno chciałam o tym napisać.

Lucy -  artystka, która część dnia i pracy spędzała w domu malując obrazy na sprzedaż, zaczynała swój dzień następująco: poranna toaleta, gimnastyka w towarzystwie kota, śniadanie – i dopiero malowanie (obrazów). Do sztalug zasiadała zawsze uczesana, pomalowana, ubrana – ładnie, jak do pracy – nie w garsonki, ale w rzeczy, w których spokojnie mogłaby w razie potrzeby wyjść z domu. Nigdy nie widziałam jej w wyciągniętym dresie, w przydeptanych kapciach czy w piżamie do połowy dnia. 

Urodziłam się w latach 80., czasy nie były łaskawe, mama część ubrań szyła nam sama. Pomimo tych trudności i ograniczeń, nie było u nas czegoś takiego jak „ubranie na niedzielę”. Chodziłyśmy z siostrą po domu w ubraniach „na co dzień”. Gdy źle czułam się sama ze sobą lub miałam mnóstwo nerwów związanych ze szkołą i przez weekend nigdzie nie wychodziłam, rwąc sobie włosy z głowy, mama zawsze zachęcała mnie: „Umyj włosy, zadbaj o siebie, poczujesz się lepiej i szybciej przyswoisz materiał”. 

Wyobraźcie sobie, że dzisiaj, kiedy jestem dorosła, nie mieszkam już z rodzicami i miewam momenty, w których chciałabym sobie odpuścić i na przykład wbić się w szlafrok, nie umyć włosów i przebąblować tak cały dzień, łapię się na myśli: „Co mama by na to powiedziała?!” Wiem, że część z Was lubi odgraniczać sferę pracy na zewnątrz od życia wewnątrz domu – i szanuję to. Ale tak, jak napisała Monika Jurczyk w swojej książce „Bądź boska”, dres po domu też może być ładny. Cytując autorkę -  „Po domu” nie znaczy gorzej! Dlaczego nasz mąż, córka, syn, siostra, brat i reszta familii mają oglądać nas w zniszczonych, czasami podartych, wyciągniętych, niedopasowanych rzeczach? Przecież należy im się jakiś szacunek, i nam samym! A wyrażamy go właśnie poprzez dbanie o siebie, poprzez ładny i czysty ubiór. 

Naprawdę jest mi zawsze bardzo przykro, gdy ktoś mnie zaprasza do siebie, a w progu wita mnie w „worku” na sobie (stary dres, ponaciągane skarpety, coś brzydkiego i „tylko” po domu…). Czuję się wtedy tak, jakby ta osoba wcale nie liczyła się z tym, że mam przyjść. Jakby to wcale nie było ważne… Taki zwyczaj pewnie jest raczej odpowiedzią na własne samopoczucie – „nie czuję się dobrze, to po co mam się starać”. Osoba taka nie myśli, jak czuje się gość, a powinna… 

Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, Lucy, za to, że nauczyła mnie dbać o siebie. Wiem też, że przykładając wagę do ubioru, dodatków, miłego zapachu – polepszam sobie samopoczucie i osobom z mojego najbliższego otoczenia. Nie chodzi o to, by być kimś „sztucznym” – tak odebrała moją mamę koleżanka, gdy powiedziałam jej, że moja mama zawsze się czesze i maluje, nawet gdy nie wychodzi z domu cały dzień. Nie. Chodzi o to, by wyrażać szacunek i miłość naszym najbliższym zaczynając od siebie…
Pamiętajmy: „Raczej ciężko jest poczuć się domową boginią w okropnym polarze i spodenkach pamiętających pierwszą wycieczkę w góry, prawda?” – pisze Monika Jurczyk. Zachęcam do lektury i refleksji… 

Martyna

Rys. Lucy


Gdy źle czułam się sama ze sobą lub miałam mnóstwo nerwów związanych ze szkołą i przez weekend nigdzie nie wychodziłam, rwąc sobie włosy z głowy, mama zawsze zachęcała mnie: „Umyj włosy, zadbaj o siebie, poczujesz się lepiej i szybciej przyswoisz materiał”

Kapcie też mogą być ładne!

31 komentarzy:

  1. biorę sobie Twój wpis do serca! Ja przyznaję się bez bicia chodzę po domu w starych już i wyciągniętych dresach...ale jak przychodzą goście zawsze się przebieram i ogarniam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :-) Każdy w swoim domu, w swojej przestrzeni powinien czuć się dobrze i wygodnie. Ja jedynie optuję za tym, by "wygodnie" szło w parze z "ładnie" ! :-) Pozdrawiam, Martyna

      Usuń
  2. Ja też uważam, że należy naszym domownikom i bliskim ofiarować szacunek właśnie poprzez skrój ;)
    śmieję się zawsze, bo mój chłopak przychodzi bardzo raniutko, gdy jeszcze śpię by zobaczyć mnie niepomalowaną, nieuczesaną i w szlafroku ;d uwielbiam ten widok - pewnie dlatego że nie ma go na co dzień, a jedynie gdy kładziemy się spać lub wstajemy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba co napisałaś :))niestety dres czy koszule to częsty mój strój:mieszkam na wsi mam zwierzęta palę w piecach i takie tam inne sprawy:Jeżeli chodzi o zapraszanie gości to zawsze się staram wyglądać przyzwoicie:)) od lat nosze krótko ścięte włosy i masz całkowitą racje że na poprawę samopoczucia fryzjer najlepszy:)))Pozdrawiam serdecznie obie panie i z przyjemnością będę tu zaglądać:)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! To, co napisałaś obrazuje symbiozę jaką można zachować między prowadzeniem domu a utrzymaniem satysfakcjonującego życia towarzyskiego, które zawsze ma lepszy smak, jeśli my czujemy się dobrze w swojej skórze. Pozdrowienia! My u Ciebie postanowiłyśmy zostać na dłużej, emanujesz pozytywną energią i widać, że kochasz życie!

      Usuń
  4. Zgadzam się z każdym napisanym słowem, choć po domu krzątam się w dresie(tak czuje się najswobodniej) to przynajmniej przyzwoicie i schludnie wygląda :)
    btw. Doznałam szoku gdy przeczytałam,że Lucy to prywatnie Twoja mama, odbierałam Was jako najlepsze przyjaciółki- teraz uświadomiłam sobie jak ogromna więź łączy Was obie, a gdyby dołączyć do tego wspólnie prowadzony blog- coś niesamowicie pięknego :) Pozdrawiam serdecznie! Alice

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo humorystyczne obrazki, które dopełniają całość ;D

      Usuń
    2. To prawda, Alice... Lucy i ja jesteśmy przyjaciółkami i łączy nas silna więź... Czasami myślę, że miałam niesamowite szczęście, że "spotkałam" ją na swojej drodze :-) ;) Jestem wdzięczna losowi za mamę, która ma otwarty umysł, jest tolerancyjna, słucha co się do niej mówi, jest wrażliwa i nastawiona na pomaganie innym... Myślę, że dzięki niej staję się lepszym człowiekiem... Dziękuję Ci bardzo za te słowa, Alice! Pozdrawiam! M.

      Usuń
  5. O tak! Flejowatość obniża samoocenę i humor. Wysztafirowania też nie lubię, więc jestem gdzieś po środku:D Gdzie bym nie była i co nie robiła, muszę się czuć jak ja, a ubranie tę "ja" też stwarza. Nie może być przypadkowe. :) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam podobnie ja Wy dziewczyny, staram się w domu też wyglądac schludnie. Rano myję włosy, maluję się i potem zaczynam swoje życie. Nawet jak myję okna to mam bluzkę pasującą do spodni dresowych i korale na szyi:P Najważniejsze, aby dostrzegac piękno w sobie. Macie rację, kobieta się nie starzeje dopóki jet pożądana. Ale ja ustanowiłam jeden wyjątek...raz w miesiącu przeważnie jest to sobota pozwalam sobie na lenistwo tzn śpię do 10.00 i łażę po domu w koszuli bez makijażu do południa to takie moje jednodniowe zaniedbanie, które jet mi potrzebne.

    Przypominacie mi mnie i moją córkę, też jesteśmy ze sobą blisko. To może takie niedzisiejsze we współczesnym świecie ale jakże piękne. Z własnym dzieckiem można się przyjaźnic;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś niesamowita, Lusiunia! Wzmianka o koralach rozbroiła mnie! Zgadzam się: przyjaźń między matką i córką jest możliwa, ale wymaga lat "pracy", wysiłku i serca. Moja mama "zapracowała" sobie na tę przyjaźń. Nikomu nie ufam tak, jak jej... Uściski!

      Usuń
  7. Czasem myślę sobie, że jestem strasznie próżna, że nawet jak nigdzie nie idę lubię mieć ładną fryzurę i makijaż. Ale to chyba jednak nie o to chodzi :) Dzięki za ten wpis, poprawił mi samopoczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi bardzo miło, że mój wpis wprawił Cię w dobre samopoczucie :-) U Ciebie na blogu poczułam się bardzo dobrze - lubię taki niebanalny styl, jaki prezentujesz...

      Usuń
  8. Zmotywowałaś mnie do wyrzucenia co niektórych "elementów" z mojej szafy! Dzięki temu co tu przeczytałam, teraz będzie mi łatwiej ... ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och! To bardzo budujące: zobaczyć i odczuć, że twoje słowa zrobiły na kimś wrażenie... Dziękuję! Również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Swietne zdjecia, swietne rysunki. Moja mama tez mowi, ze klase trzeba trzymac, ale nie zawsze mi sie to udaje. Zdarzalo mi sie w dresach i gumiakach isc do sklepu. Ale mieszkalam w malej miejscowosci, gdzie mieszkalo zaledwie kilkaset osob. Teraz mieszkam w ciut wiekszej i w dresach wychodze juz tylko do lasu i ogladam wieczorne filmy w domu :)

    www.sevenwishes.eu
    www.katejano.com

    OdpowiedzUsuń
  10. oooo *_* kapcie są przeeecudowne !

    OdpowiedzUsuń
  11. no to postawiłaś przede mną Martyna wyzwanie - właśnie zaczyna się drugi dzień mojej choroby :) ale przyznam szczerze, że pomimo, że leżę w łóżku, ubieram się jakbym nie była chora - luźno, ale kolorowo i od razu czuję się lepiej, zdrowsza :) no, może czasem makijaż zapomnę "ubrać", chociaż gdy śpię po kilkanaście godzin na dobę, zdarza się, że i tak zagubi się gdzieś w pościeli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, czas choroby nie sprzyja dbaniu o ubiór, a tym bardziej o makijaż :-) Myślę, że to jedna z sytuacji, w której możemy sobie "odpuścić" i skupić się na powracaniu do formy! Życzę Ci, Kasiu, szybkiego powrotu do zdrowia!!! Ściskam, Martyna

      Usuń
  12. Piękne zdjęcia, świetny rysunek;) I też się łapie często na tym "co mama by powiedziała" praktycznie cały czas:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale czasami trzeba pożyć zgodnie z naturą , tzn. bez makijażu,bez utrefionej fryzury...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wpis i szanuję Twoje zdanie. Ja jednak wolę urok natury lekko "podrasować" :-)

      Usuń
  14. Hehe, tak, tak :) Karolek skradł mi serce już dawno temu i tylko dzięki niemu zdecydowałam się na założenie bloga :) Dlatego serdecznie zapraszam na jego fan page i polubienie bo robi genialne zdjęcia reportażowe i krajobrazowe, czego nie można zobaczyć na moim blogu :)
    https://www.facebook.com/KarolKryczkaPhotography

    Buziaki:*
    Anna ANTJE

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetne rysunki a komentarze do nich "sama szczera prawda"- życiowa zresztą. Kapcie tez mi sie podobają i w ogóle ......:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. lubię dres
    a dres też może być fajny z ładną otoczką ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. ah no tak ! i świetne rysunki ! :) !!

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak, tak - bardzo przyjemne jest "bycie" w waszym Martynko i Lucy towarzystwie. I zgadzam się z opinią zawartą w texcie.....B.
    W końcu jestem fanką Waszego KLUBU.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zgadzam się, jak szanujemy gości tak ich przyjmujemy.Ja zawsze gości przyjmuje godnie, swoim ubiorem /nigdy nie jestem w kapciach zawsze w butach/, wystrojem stołu i całego domu. Gość w dom więc ma być odświętnie. W dresach nie chodzę ale zmienam strój w domu na wygodną sukienkę i kardigan...pozdrawiam cieplutko...

    OdpowiedzUsuń
  20. Kapcie skradły moje <3 :) o tak moja MAMA też mi przekazała wiele mądrości :) pozdrawiam Marta

    OdpowiedzUsuń
  21. Martyna, masz fantastyczną mae, która daje ci wspaniałe rady! mając taka matkę, można wyrosnąć tylko na równie fantastyczną kobietę :) Pozdrawiam, dawno mnie nie było, widać , nie próżnowałaś w tym czasie, sporo postów przybyło, a jak przeprowadzka i remont? :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze :)